- Tę osobność Pauliny dostrzegłam już w tracie pracy nad "Miriam", ale wtedy sądziłam, że zostanie reżyserką lub scenografką, a nie tancerką i choreografką. Jej myślenie choreograficzne jest zupełnie inne od mojego - o córce, Paulinie Wycichowskiej mówi Ewa Wycichowska, tancerka i choreografka.
Paulino, pamiętasz, kiedy mama obsadziła Cię po raz pierwszy w swoim spektaklu? Paulina Wycichowska: Doskonale. To było w "Miriam". Miałam wtedy dziewięć lat. Potraktowałam scenę jak wielki plac zabaw. Teatr kojarzył mi się zawsze z wolnością, z możliwością robienia czegoś, czego dziecko nie robi w normalnym życiu na co dzień. Czułam się tam bardzo bezpiecznie, bo znałam teatr, ludzi, których traktowałam jak ciocie i wujków. Kiedy wychodziłam na scenę, czułam się w swoim żywiole. Mama reżyser i choreograf różniła się od mamy domowej? P.W.: Nie było żadnej różnicy. W teatrze czułam się tak samo jak w domu. Ewa Wycichowska [na zdjęciu]: Wtrącę się. Paulina była siłą sprawczą tego spektaklu. Przeczytałam opowiadanie Trumana Capote w samolocie do Ułan Bator. W tym występuje mała Miriam. Zaintrygował mnie opis spojrzenia tej dziewczynki, ponieważ wydawał mi się bardzo podobny do spojrzenia mojej małej córeczki. I wtedy p