Poszczególne sceny tego przedstawienia oddziela od siebie spadająca z góry wąska jaskrawo oświetlona kurtynka, na której ekspresyjnie przedstawiono zdeformowane symbole liturgiczne. Ale gdy prawdziwa kurtyna zapada po raz ostatni, widownia długo trwa w milczeniu, by wreszcie niechętnie, z jakimś oporem wewnętrznym rzucić artystom zdawkowe oklaski. A przecież to przedstawienie ma momenty i piękne, i znakomite, jest jedną z jakże rzadkich na naszych scenach manifestacji prawdziwej teatralności. Czyżby publiczność przychodziła dziś do teatru po coś innego niż to, co może jej dać rzeczywisty teatr? Albo zaczęła już gustować w miałkiej konwencjonalności i szarzyżnie widowisk i przedstawień, które jej się ofiarowuje w dni powszednie naszych teatrów? Są ludzie, którzy powiadają, że najnudniejszym dniem tygodnia jest niedziela - tak przywykli do swego codziennego kieratu. Ale i to jest prawdą, trzeba przyznać, że święto, o k
Tytuł oryginalny
Bzik balwierza
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie Nr 41