Od dawna już żadna warszawska premiera teatralna nie spotkała się z tak gorącym przyjęciem jak "Bzik egzotyczny" Witkacego w Teatrze Rozmaitości.
Młody reżyser, debiutant na zawodowej scenie, występuje pod tajemniczym mianem d'Albertis a czasem jako Grzegorz Horst. Po miesiącu publiczność nadal wali na "Bzika" jak w dym. - Co znaczy ten czas w Pańskim życiu? - pytam Grzegorza d'Albertis. - Fenomenem pracy w teatrze są chwile - czasem godziny, a niekiedy tylko sekundy - niezwykłego szczęścia. Dla tych chwil warto poświęcić miesiące udręki. Tak było i ze mną. Na premierze, gdy wszystko szło doskonale i padła już ostatnia kwestia, z radości nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Wywoływano mnie do ukłonów. Chwyciłem maskę czarownika, która gra w przedstawieniu, akustyk puścił muzykę i tak wyskoczyłem na scenę - nie bardzo zdając sobie sprawę, co robię i dlaczego. - Odniósł Pan sukces, ale zamiast "pracować na nazwisko", wymyśla Pan sobie ekstrawaganckie pseudonimy. Czy to rozsądne? - Po każdym mocnym wydarzeniu następuje w moim życiu punkt krytyczny. Coś się zamyka i staję na po