- W pracy nad tym spektaklem "Przypadek" był jedną z inspiracji. To nie jest przełożenie scenariusza. Bardziej fascynował mnie sam Kieślowski, jego sposób patrzenia na świat, unikanie etykietowania. Zawsze wolał odcienie szarości niż czarno-biały obraz. Dzisiaj trudno znaleźć tak opisywanego człowieka, jak to robił Kieślowski - mówi Bartosz Szydłowski, reżyser przedstawienia "Przypadek Krzysztofa Kieślowskiego" w Łaźni Nowej.
Gabriela Cagiel: Miałeś kiedyś wrażenie, że twoim życiem rządzi przypadek? Bartosz Szydłowski: Chyba jestem od tego daleki. A szczęście? W filmie Kieślowskiego w scenie, której dziekan proponuje Witkowi, żeby został na uczelni, bohater komentuje: "Coś mi się za bardzo szczęści ostatnio". W odpowiedzi słyszy: "A co, martwi to pana?". - Jestem osobą, która czujnie stąpa po ziemi. Gdzieś z tylu głowy mam obraz Edypa ogarniętego przez hybris, któremu Los spłatał figla, sprowadzając do roli oślepionego żebraka. Więc jeśli nawet pojawia się uczucie wszechogarniającego zadowolenia czy sukcesu, to mam głębokie przekonanie o jego ulotności. To chyba też nasza polska przypadłość, że nie dowierzamy w szczęście, zaklinamy rzeczywistość, aby "nie zapeszać", nawet jak jest dobrze, wolimy tego na głos nie mówić. To chyba wynika w dużej mierze z naszych historycznych doświadczeń. Kiedykolwiek się rozpędzaliśmy, jakieś dramatyczne zdarzenia p