- Często zdarza się, że ludzie przychodzą do teatru i kiedy widzą mnie na scenie, są zaskoczeni. W pewnym momencie przyjaciele stwierdzili, że jestem przede wszystkim dziewczyną od show, panią z "Kocham Cię, Polsko", a dopiero potem aktorką. Dlatego powiedziałam "stop" i odeszłam - mówi warszawska aktorka, KATARZYNA ZIELIŃSKA.
Paradoks. I sprzeczność. Te dwa słowa najlepiej ją opisują. Chociaż Katarzyna Zielińska ukończyła prestiżową krakowską PWST i grała u Krystiana Lupy, kojarzona jest przede wszystkim z rozrywką. W "Bitwie na głosy" ocenia popisy wokalne uczestników, ale mało kto wie, że sama śpiewa w jidysz. Pieniądze zarobione w telewizyjnych show wydaje na kolejne pary butów i... teatr. Gdy nie dostawała satysfakcjonujących propozycji, sama wyprodukowała spektakl muzyczny. "Berlin, czwarta rano" (reż. Łukasz Czuj) stał się hitem warszawskiej Romy. Aktorka zdaje sobie sprawę, że przez ostatnie lata została zaszufladkowana jako showmanka, więc intensywnie stara się nadrobić ten czas - w warszawskim teatrze Kwadrat występuje u boku Pawła Małaszyńskiego i Marty Żmudy Trzebiatowskiej w komedii omyłek "Ślub doskonały" (reż. Marcin Sławiński), zrezygnowała z prowadzenia "Kocham cię, Polsko!". Ale utrata popularności jej nie grozi. Choć mówi o sobie, że jest