"Metafizyka dwugłowego cielęcia" w reż. Michała Borczucha w TR Warszawa. Pisze Kasia Kowalska w portalu ksiazeizebrak.pl.
Miałam sen. Śnili mi się ludzie. Cieszyli się z byle czego, byli pozytywnie nastawieni do życia. Owczy pęd był pojęciem nieznanym i nikt nie rzucał się łapczywie i bezmyślnie na cokolwiek, co ma metkę "alternatywa". Ludzie chadzali sobie do kin i na koncerty, ale przede wszystkim - do teatrów. Cechowała ich postawa absolutnie niewartościująca. Sztuka przyswajana była przez nich jak język przez dzieci - naturalnie i po prostu. Potrafili jej doświadczać i obserwować ją tak, jak dobry antropolog obserwuje obiekty badań - zakładając, że nic nie wiedzą. Poznać, poczuć - a dopiero potem, dla samego siebie, ocenić. Przebudzenie było jednak zimnym prysznicem. Zanim wybrałam się na "Metafizykę dwugłowego cielęcia", usłyszałam - chcąc nie chcąc - co najmniej tuzin złośliwych inwektyw pod adresem tego spektaklu. I od razu odechciało mi się na niego iść. Ale że bilety już w kieszeni, cóż było robić - poszłam. Sala wypchana po brzegi