KRZYSZTOF ZANUSSI: Jak wynika z mojej rachuby, Zbyszek Zapasiewicz pojawił się w dwunastu moich filmach. W dwóch to pojawienie było tak przelotne, że wytropią je tylko wielbiciele quizów: to "Kontrakt" i "Gdzieśkolwiek jest...". W czterech grał główne role skrojone dla niego jak ubrania na miarę. W dwóch umierał na ekranie. Obie śmierci były naznaczone nadzieją. W "Personie..." nakręciłem dwa zakończenia i połączyłem je w jedno. Ambasador umierał pogodnie grając na fortepianie. Wyczerpał swój program na życie i odchodził na spotkanie tych, którzy wcześniej opuścili go na tej ziemi. W "Życiu..." pogodził się z Bogiem, którego odnalazł, chociaż wcześniej przeklinał biblijnego Adama za to, że przyniósł nam umieranie. A po śmierci powiedział do studenta - przyszłego lekarza, który zawahał się przed dotknięciem skalpelem jego zwłok: - Co się wahasz, to tylko ciało. Zawsze przykro kręcić takie sceny. Zbyszek żartował na planie, że w
Tytuł oryginalny
Był bliski doskonałości
Źródło:
Materiał nadesłany
Kino nr 9