- Mężowi zawdzięczam przyspieszony kurs dojrzewania. Dzięki niemu weszłam w świat elity intelektualnej. Normalnie nie miałabym szans - mówi BEATA ŚCIBAKÓWNA, aktorka Teatru Narodowego w Warszawie.
Minęło 10 lat od naszej pierwszej rozmowy. Byliście wtedy na początku wspólnej drogi. Jan Englert: Oficjalnej. Beata Ścibakówna: Byliśmy rok po ślubie. J.E. To taki wielki wyczyn? Dziesięć lat? Wyczyn nie wyczyn, ale minęła cała epoka. B.S.: To prawda, dużo się zdarzyło, dużo zmieniło. Przede wszystkim urodziła nam się córka. VIVA! w tym roku skończyła 10 lat. Byliście bohaterami pierwszej okładki. B.Ś.: To był nasz pierwszy wspólny wywiad. Zdecydowaliśmy się go udzielić, choć tytuł VIVA! nic nikomu wtedy jeszcze nie mówił. J.E.: Ale zaufaliśmy pani. Razem udzieliliśmy tylko trzech wywiadów. Byliście bardzo oszczędni w opowiadaniu o sobie. B.S.: Bardzo. Średnio wychodzi jeden wywiad na trzy lata. Beata miała mniej wprawy w ukrywaniu prywatności niż Pan. J.E.: Nadal ma mniej wprawy. B.S.: Z czasem jednak trochę się nauczyłam. J.E.: Dla mnie najbardziej denerwujący w wywiadach jest zaimek "ja". Aktor, budując ro