- Najgorzej było z hełmem. Nie mogłam go włożyć na głowę, jak pomyślałam, że mógł go wcześniej nosić oprawca - mówi licealistka, która wystąpiła w spektaklu o studencie zabitym przez ZOMO.
Teatr Arlet z III LO przygotował spektakl o jednym epizodzie stanu wojennego. W milicyjnych mundurach z hełmami pod pachą, opowiedzieli o Wojtku Cieślewiczu, 29-latku zapałowanym przez ZOMO podczas manifestacji w Poznaniu za to, że stanął w obronie bitej, nieznajomej dziewczyny. Inscenizacji towarzyszył montaż słowno-muzyczny, w którym przeplatały się ze sobą fragmenty przemówienia generała Jaruzelskiego, relacje z kopalni Wujek, zamieszek sierpniowych i pierwsze audycje Radia Solidarność. Występ skomentował brat zamordowanego, Paweł Cieślewicz: - Wojtek razem z kolegą uciekał w okolice mostu teatralnego - wspominał. - Udawał przechodnia, myślał, że tak umknie atakom. Pomylił się. Tego dnia zomowcy bili wszystkich. Wyciągali ludzi nawet z tramwajów: kobiety, dzieci, bili kogo popadnie. Mój brat dostał pałką w głowę, przewrócił się. Pomógł mu przypadkowy taksówkarz, który widząc, co się dzieje wjechał na chodnik i zaczął taranować