"Jestem swoją własną żoną" w reż. Karoliny Kirsz w Teatrze WARSawy w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
Monodram Douga Wrighta, nim trafił do Teatru WARSawy, odbył drogę po scenach wszystkich kontynentów. Grany był z sukcesem nawet na Tasmanii. Wright sięgnął po historię życia Charlotte von Mahlsdorf, najsławniejszego niemieckiego transwestyty, który jako kilkunastolatek odkrył, że w jego męskim ciele kryje się kobieta. Od tego czasu nosił/a się jak kobieta, zmienił/a nazwisko i pozostała przy swoim wyborze wbrew przeciwnościom. Przetrwała dwa systemy totalitarne. W NRD zasłynęła jako założycielka Muzeum Rzeczy Codziennych, które stało się ośrodkiem skupiającym ludzi wykluczonych ze względu na preferencje seksualne i otwarte poglądy. Po transformacji ustrojowej Charlotte odznaczono za zasługi, ale i wyszczuto z ojczyzny - pod jej adresem posypały się oskarżenia o współpracę z tajnymi służbami, na koniec musiała wyemigrować do Szwecji. Wright opowiada o tym, wykorzystując wspomnienia bohaterki i wprowadzając do monodramu inne postacie. Adam