Teatr Łaźnia Nowa wyruszył do Meksyku, tego w Ameryce Północnej, z "Fakirem" Sławomira Mrożka. W ramach funduszy europejskich mieli prowadzić warsztaty teatralne angażujące nieprofesjonalistów, poprzez scenę pozwolić dojść do głosu wykluczonym, aktywizować lokalne społeczności. Czyli w skrócie robić to, co w Nowej Hucie udaje się teatrowi od wielu lat. - Konteksty nowohuckie w tym projekcie są zaskakujące. Podobna dzielnica, ludzie, miejsce - tłumaczy Bartosz Szydłowski, dyrektor Łaźni Nowej.
Gdy budowano nowohucki kombinat, po deszczu tereny zamieniały się w błota. W lecie zaś dookoła unosił się pył. Warunki, w jakich mieszkali robotnicy, sprawiły, iż osiedle baraków na terenie Pleszowa nazywano ironicznie "Meksykiem". W latach 1949-1970 mieszkało tam 5 tysięcy pracowników. Teraz historia zatoczyło krzywe koło: nowohucki teatr Łaźnia Nowa wyruszył do Meksyku, tego w Ameryce Północnej, z "Fakirem" Sławomira Mrożka. W ramach funduszy europejskich mieli prowadzić warsztaty teatralne angażujące nieprofesjonalistów, poprzez scenę pozwolić dojść do głosu wykluczonym, aktywizować lokalne społeczności. Czyli w skrócie robić to, co w Nowej Hucie udaje się teatrowi od wielu lat. - Konteksty nowohuckie w tym projekcie są zaskakujące, i dużo szersze niż tereny zwane "Meksykiem", choć nazwa spopularyzowana w filmie Munka dobrze oddaje klimat. Ale to nie wszystko. Podobna dzielnica, ludzie, miejsce - tłumaczy Bartosz Szydłowski, dyrektor