Jest w czwartym akcie Fantazego scena, wywołująca osobliwą nieraz reakcję widzów. Fantazy wchodzi i zaraz, bez jakichkolwiek wstępów czy wyjaśnień, woła: - Rzecznicki, jestem trup!... Na wielu oglądanych przeze mnie przedstawieniach część widzów wybucha w tym miejscu śmiechem. Publiczność nie wie, co prawda, że pomiędzy Fantazym a Majorem rozegrał się "pojedynek amerykański" - że Fantazy wyciągnął w tym pojedynku (który był zapewne jego własnym pomysłem) kartę śmiertelną. Niemniej sprawa jest poważna, sytuacja tragiczna. Fantazy już przedtem zapowiadał zbrojne starcie ze sprawcą porwania kobiety, za której honor czuje się odpowiedzialny ("Jeśli ją podle opuszczę, to mi w twarz pluń!" - scena VI aktu trzeciego). Nawet najbardziej krytyczna interpretacja postaci nie pozwala przypuszczać, że Fantazy mógłby stchórzyć. Mimo to publiczność śmieje się tu grubym, serdecznym śmiechem - jak na farsie. Widziałem jednak aktora, który w ty
Tytuł oryginalny
By tutaj żaden instrument nie pozostał głuchy
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 18