To jedna z oper, które prawie każdy teatr stara się mieć w stałym repertuarze, ale których kolejne inscenizacje zazwyczaj nie stają się ważkimi wydarzeniami artystycznymi i nie odbijają się szerszym echem w opinii publicznej. Inaczej ma się rzecz z najświeższą premierą w warszawskim Teatrze Wielkim, która okazała się propozycją na tyle oryginalną że wywołała istną burzę sprzecznych sądów - od entuzjastycznych po całkiem niechętne. Kiedy zaś jakaś artystyczna produkcja spotyka się ze zróżnicowanymi opiniami i prowokuje dyskusje - to już nie jest źle. Inna sprawa, że oddalanie się od zapisanych w dziele zamierzeń i pragnień twórcy zawsze niesie z sobą pewne ryzyko. Pamiętam dotąd jeszcze przedstawienie "Króla Rogera", którego inscenizator zapragnął ukazać na scenie "czystą uniwersalną ideę", uwalniając treść dzieła od wszelkich lokalnych (tj. sycylijskich) realiów, podczas gdy dla Szymanowskiego treść tej oper
Tytuł oryginalny
Butterfly w symbolach
Źródło:
Materiał nadesłany
Ruch Muzyczny nr 14