"W samym już nazwisku jest subtelna aluzja do mojej osoby. Lecz widzę, że towarzysz nic nie rozumie, więc ja towarzyszowi wytłumaczę: "Rojt" to znaczy "czerwony". Towarzysz Gorbunow uśmiechnął się i z nudów zapytał: - Tak.. A cóż znaczy "Szwaniec"? Lejzorek lekceważąco wzruszył ramionami. - Wystarczy, kiedy połowa coś znaczy. Szwaniec to nie znaczy. To tylko taki dźwięk". Tak przedstawia się Lejzorek nowohuckiej publiczności w teatralnej adaptacji powieści Ilji Erenburga, powstałej lat temu prawie czterdzieści w Paryżu. Ma ona rzekomo mieć charakter, okraszonej sporym wyborem żydowskiego dowcipu, opowiastki, bezpretensjonalnej formalnie, z dużym ładunkiem doraźnej publicystyki o zabarwieniu paszkwilancko-politycznym. I rzeczywiście, można by się było z taka deprecjonującą opinią zgodzić, gdyby nie waga problematyki i talent Erenburga, A jak wygląda adaptacja? Krawiec "mężczyźniany" jest tu bohaterem i narratorem spektaklu. Rzecz niebł
Tytuł oryginalny
Burzliwe przygody Lejzorka w Nowej Hucie
Źródło:
Materiał nadesłany
"Kierunki" nr 4