Przez potarganą widownię przebiegła przesieka: po jednej stronie przedstawienie wywołało burzę zachwytów, na skutek której nastąpił dudniący opad oklasków, po drugiej zagrzmiała burza oburzenia, wyrażająca się w dudniących buczeniach - o "Burzy" w reż. Mai Kleczewskiej w Deutsches Schauspielhaus w Hamburgu pisze Stefan Grund w Abendblatt.
Buczenie i wiwaty: bulwersująca premiera w Schauspielhaus dzieli publiczność Hamburg. Już druga premiera za kadencji nowej dyrektor artystycznej Karin Beier wykazuje wysoki potencjał skandalu: w Deutsches Schauspielhaus trwa sprzątanie, po tym jak w nocy z czwartku na piątek orkan "Ariel" spustoszył scenę. Ostatnia manifestacja fenomenu meteorologicznego, który od początku XVII wieku, pod nadaną mu przez Williama Szekspira nazwą "Burza", szaleje po teatrach - tym razem wszczętego przez polską boginię pogody Maję Kleczewską - nie zostawił kamienia filozoficznego na kamieniu, za to poza nagimi faktami pozostawił gruzowisko w kąpieli błotnej. W oku tego orkanu na wózku inwalidzkim niczym na tronie siedzi potężny Josef Ostendorf jako Prospero - czarodziej z wyspy. Nawet jego obezwładnia burza, którą wywołał, a podczas której w każdej sekundzie tego szalonego spektaklu - z jego poruszającymi poetyckimi i obłędnie komicznymi momentami - kontroluje