„Burza” Williama Shakespeare’a w reż. Ivana Krejči w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Nie umiem powiedzieć, o czym jest ta Burza (zresztą konia z rzędem komuś kto wie, co Szekspir w ogóle miał na myśli pisząc ten „niejednoznaczny” – jak uciekają od odpowiedzi teatrolodzy - tekst), ale zdecydowanie jest bardziej komedią niż tragedią. Są i momenty poważniejsze, np. całkiem poruszający finał, ale publiczność się śmiała najbardziej z Trynkula (Hubert Jarczak), postaci może przerysowanej i dosłownej, ale jakże sympatycznej, oraz – z jego pobratymców w pijatyce – Stefana (Mariusz Witkowski) i Kalibana (Mikołaj Chroboczek). W kontrapunkcie do tej wesołej gromadki mamy srogiego Prospera (Bogusław Suszka), który bliżej finału ma przebłyski wolne od okrucieństwa i zadaje pytania o „sens tego wszystkiego”. Ariel (Natalia Klepacka) – jak to duszek - lata nad sceną na linach, Miranda i Ferdynand (Zofia Stafiej i Krzysztof Wach) obściskują się po kątach, co ma niewiele wspólnego z grą w szachy, a rozbitkowie na tej szekspirowskiej wyspie są jakby wypożyczeni z rejsu QE2.
Czy wiecie, że… reżyser zasiadał dwukrotnie w radzie ds. radiofonii i telewizji, jego kariera polityczna jest dość szczegółowo opisana w czeskiej Wikipedii a artystyczna – nie. Szkoda. U nas też politycy do niedawna mieli ambicje reżyserskie, wielu chciało na np. poprawiać Dziady, Krejčí Szekspira nie poprawia, jest – z grubsza mówiąc – po bożemu, z szacunkiem do tekstu, który to tekst jednak dobrze przed spektaklem przejrzeć, nie tylko żeby wyłapać niuanse, ale i by nie zgubić sensów przykrytych dość momentami rozbrykaną formą.