Pożar, który w swoich początkach na Chłodnej ledwo się tlił, w Koneserze szaleje, na widowni ponad czterysta osób, świateł i sceny nie powstydziłby się Krzysztof Warlikowski - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
Pamiętam pierwszy program "Pożaru w burdelu" w klubokawiarni Grzegorza Lewandowskiego na Chłodnej. Piwnica, na widowni może ze czterdzieści osób, aktorzy z trudnością mieszczą się na malej scence, czerwona kurtynka wygląda, jakby miała się zaraz urwać, na stole niedopita wódka, rozstrojone pianino, atmosfera schyłku i dekadencji. Nikt nie przypuszczał, że ten - dosłownie - undergroundowy kabaret wyjdzie kiedyś na powierzchnię i będzie występował dla tysięcy widzów, stając się jedną z ikon życia kulturalnego miasta. Burdel Trupa dała właśnie 19. program w dawnej Fabryce Koneser na Pradze, zatytułowany "East Side Story". Jak zwykle po bandzie, z nowymi gwiazdami - Marią Maj jako charyzmatyczną Królową Różyca i Przemysławem Bluszczem jako genialnym, szemranym Menedżerem Kultury, z tematami aktualnymi, takimi jak rywalizacja między Hanną Gronkiewicz-Waltz i Joanną Erbel, oraz ponadczasowymi, jak pociąg artystów do używek i nienormatywnyseks.