"Swietłaną" Przemysław Wojcieszek próbuje opowiedzieć berlińczykom Polskę. I nie jest to krzepiąca baśń z happy endem, jedna z tych, do których przyzwyczaił nas twórca "Made in Poland" - pisze Magda Piekarska w Dialogu.
Przyzwyczaił nas też do nagłych wolt i ostrych diagnoz, wypowiadanych zdecydowanym tonem. Do zwrotów z kina w stronę teatru i z powrotem. Do tego, że tezę, której jeszcze niedawno bronił z zapałem, potrafi nagle zakwestionować. O społecznym i politycznym zaangażowaniu przy okazji premiery filmowego "Jak całkowicie zniknąć" powie: "Kino, które na nim się opiera, jest straszne, mam go serdecznie dosyć" 1, żeby rok później, przed premierą teatralnego "Hymnu narodowego" przyznać: "Robimy spektakl, który jest tak gorący, że czasem aż parzy palce. To moja działka i mój żywioł" 2. Jego spektakle i filmy dzielą krytyków i widownię. Bo albo się Wojcieszka kupuje z jego deklaratywnością, czytelnymi przesłaniami, ciepłym stosunkiem do bohaterów, współczesnych idealistów, buntowników i romantyków; albo się go odrzuca, krytykując za przegadane dramaty i scenariusze, nazbyt widoczne tezy i baśnie z morałem, czasem wbijanym bejsbolem do głów widz�