- Nie wymyśliłem tej generacji twórców, nie przedstawiłem im listy kryteriów: piszcie o Kościele, trochę o przewartościowaniach historycznych i dodajcie dużo wulgaryzmów - mówił o autorach tomu "Made In Poland" Roman Pawłowski. Być może nie przedstawił. Jednak zamieszczając te utwory w jednym tomie nie pokazał też, że w nowej dramaturgii dzieje się coś odkrywczego. "Made in Poland" wydaje mi się bowiem rodzajem szukania buntownika na siłę - pisze Małgorzata Bordzio-Olszewska w Gazecie Krakowskiej.
Kiedy w 2003 roku ukazała się opracowana przez Romana Pawłowskiego antologia współczesnego polskiego dramatu "Pokolenie porno", wśród teatrologów zawrzało. Krytycy zarzucali młodym, że piszą sztuki doraźne, że skupiają się na patologiach żyda społecznego, że epatują przemocą i seksem. Tymczasem książka sprzedała się w ilości prawie 5 tys. egzemplarzy - to więcej niż nakład polskich czasopism tetrologicznych razem wziętych. W piątek [13 stycznia] trafiła do księgarń druga część antologii Pawłowskiego, "Made in Poland". Tego samego dnia w krakowskim Bunkrze Sztuki odbyło się spotkanie z autorami. - Szukałem sztuk zakażonych Polską, napisanych nowoczesnym językiem - pisze we wstępie Pawłowski. Podczas dyskusji w Bunkrze dodał: - Sztuka powinna brać odpowiedzialność za świat. Umieścił więc w swojej antologii dramaty dziewięciorga "młodych zaangażowanych". Wzięli oni na warsztat "polskie piekiełko", umiejscowione między pośred