Wrażeniem zasadniczym jakie wyniosłem z prapremiery "Buntownicy", sztuki Ludwika H. Morstina, wystawionej w Londynie dn. 14 bm. - była świadomość, że Morstin... ma szczęście do Londynu, a Londyn do Morstina. Morstin ma szczęście do Londynu, albowiem teatrem polskim w Londynie kieruje Leopold Kielanowski, przyjaciel jego, który jeszcze przed wojną w Polsce reżyserował i wystawiał sztuki Morstina, a więc wczuł się od dawnych czasów w jego rodzaj twórczości i styl i dzisiaj umie go "pokazać", tj. wydobyć jego walory sceniczne, literackie i poetyckie, tworząc z nich pierwszorzędny spektakl teatralny. Po wtóre, tak się złożyło, że w nielicznym zespole artystów londyńskich, Morstin znajduje właściwą obsadę dla swych postaci. Dlatego każdy z jego utworów staje się popisem gry aktorskiej, np. J. Kory-Brzezińskiej w "Ksantypie", Kr. Dygatówny w "Przygodzie Florenckiej", obu zaś tych artystek w "Buntownicy". Tym razem Kr. Dygatówna, której tal
Tytuł oryginalny
BUNTOWNICA
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita Polska nr 24