Od kilku tygodni Belgia żyje listem otwartym, w którym tancerze Jana Fabre'a - legendy europejskiego teatru - opisują swoje doświadczenia pracy z reżyserem: szykanowanie, seksizm i mizoginię. Pisze Katarzyna Tórz w dwutygodniku.com
Prawie połowa sygnatariuszy listu ujawniła swoje nazwisko. Jak piszą, zdecydowali się zabrać głos w świetle zwrotu, który zjawisko #MeToo wywołało w świadomości społecznej, ale także w interesie widzów i przyszłych pokoleń artystów. Choć przywoływane w liście "#metoo and Troubleyn/Jan Fabre" sytuacje miały mieć miejsce w przeciągu ostatnich lat, kroplą, która przelała czarę goryczy i sprowokowała tancerzy do upublicznienia nadużyć była niedawna wypowiedź Fabre'a dla telewizji: reżyser skomentował rezultaty badań wykonanych w ubiegłym roku na zlecenie flamandzkiego ministra kultury Svena Gatza, dotyczących równości płci w sektorze artystycznym. Wynika z nich, że 1/4 kobiet pracujących w tym sektorze doświadczyła niechcianych przez siebie zachowań o podtekście seksualnym. W telewizyjnym wywiadzie Jan Fabre stwierdził, że podczas 40-letniej historii działalności jego zespołu (Troubleyn) #MeToo "nigdy nie było tematem", a on sam jest zs