Na świetne polskie filmy walą tłumy, polski teatr podbija Europę, polscy artyści dostają ważne nagrody. Takiego roku w polskiej kulturze nie było od lat
- uważają dziennikarze Gazety Wyborczej.
Dla polskiego kina to był rok odzyskiwania zaufania. To już nie tylko popłuczyny po komedii romantycznej i widowiska patriotyczne. Cztery najlepsze fabuły - "Dom zły", "Rewers", "Wojna polsko-ruska" i "Zero" - to kino autorskie, któremu oryginalna forma służy do odkrycia zła. Zła rodzimego. Stać nas na to, jesteśmy już dorośli. Wajda w "Tataraku" postawił pytanie: co znaczy sztuka wobec śmierci? I wygrał plebiscyt europejskiej krytyki na film roku. Arcydziełami były dokumentalne "Chemia" Pawła Łozińskiego (Prix Europa) oraz "Po-lin" Jolanty Dylewskiej - polsko-żydowski filmowy akt pojednania. Ten rozkwit nastąpił mimo finansowej zapaści mediów publicznych, bo TVP od dwóch lat już prawie nie dokłada się do fabuł, na "Rewers", zwycięzcę z Gdyni, nie dała ani złotówki. Polski teatr dawno nie był tak różnorodny i widoczny. Tu też pojawia się inne niż dotąd mówienie o historycznej traumie. O "(A)pollonii" Krzysztofa Warlikowskiego (p