Może warto zaprosić ludność do partycypacji w zarządzaniu kulturą, choćby w niewielkim stopniu? Może warto spróbować znaleźć w mieszkańcu obywatela, a w odbiorcy partnera? Podobno teatr to wspólnota... - pisze Piotr Wyszomirski w felietonie dla e-teatru.
Od pewnego czasu w najlepsze trwa w Polsce proces obywatelizacji. To trend wymuszony przez całkowite już rozleniwienie Polaków, którym na poziomie idei nic już się nie chce, chyba że raz w roku na Owsiaka, ale bez przesady. Aktywność obywatelską przejęli politycy, a że ci też są leniwi, trzeba więc zwrócić się do ludu, któremu skasowano swego czasu komitety obywatelskie, a z tym realny wpływ na rzeczywistość. Nie ma większego zagrożenia dla polityków jak aktywni obywatele, więc gatunek ten skutecznie wytrzebiono i nawet nie znajdziemy go już na liście gatunków zagrożonych prowadzonej przez WWF. Pozostawiono gadżet w postaci organizacji pozarządowych, ale te w ostateczności z pozarządowością rzadko mają coś wspólnego, więc koło się zamyka. Kontrolerzy i usypiacze obywatelskości wykonali swe zadanie aż za dobrze, dzięki czemu mamy leniwy kraj, a w pojęcie społeczeństwo obywatelskie nikt już nie wierzy, nawet politycy, ale pojęcia się uż