Nawet jeśli "kicanie z Moniuszką" odniesie jakiś lokalny sukces frekwencyjny silnie boli dziś niemal całkowity upadek teatru, który przez lata wyznaczał poziom teatralnych i lalkarskich poszukiwań. Sam zostawiłem tu jakiegoś horkruksa, miałem udział w wyborze dyrektora na swojego następcę i muszę to wyznać: pomyliłem się. Minęło siedem lat. Z sezonu na sezon jest coraz gorzej i nie zmienią tego statystyczne słupki, wciąż dobre - po ostatniej premierze w Białostockim Teatrze Lalek pisze Marek Waszkiel na swoim blogu.
Najnowszą premierę BTL-u, "3 x M, czyli Moniuszko - Miłość - Miraże "teatr zapowiada jako "zabawę formą", recenzent lokalnego dziennika napisał po premierze, że "to idealna propozycja niezobowiązującej rozrywki, za to przygotowanej na najwyższym - dosłownie i w przenośni poziomie" (cytat za stroną internetową teatru). Obejrzałem przedstawienie dziś, kilka dni po premierze. Nie sądzę, abym trafił na jakiś szczególnie pechowy spektakl, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że BTL dotknął dna! Bernarda Bielenia, autorka scenariusza i reżyserka zarazem osiągnęła szczyty bezmyślności, dyletantyzmu, niewiedzy, złego gustu i zwyczajnej teatralnej bezradności. Porwała się nawet na napisanie scenariusza (to przecież tantiemy!), ujawniając silne grafomaństwo, co nierzadko zdarza się polskim reżyserom nieusatysfakcjonowanym pracą żadnego dramaturga, ani broń Boże dramatopisarza. Nie pomógł jej profesorski skład autorów realizacji, z Andrzejem Dwor