"Nosorożec" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Karol Płatek w serwisie Teatr dla Was.
Eugne Ionesco napisał "Nosorożca" - od oczywistości też można recenzje rozpoczynać, to wygodne - jako przestrogę przed faszyzmem. Spektakl w Teatrze Dramatycznym w reżyserii Artura Tyszkiewicza uwspółcześnia tę kanoniczną interpretację - zniszczenie i terror rodzą się w warszawskich szklanych (one zawsze muszą być szklane) biurowcach. Przeniesienie "Nosorożca" do naszych czasów wypada znakomicie. Zresztą jeszcze przed rozpoczęciem przedstawienia można docenić starania inscenizatorów - funkcję kurtyny (swoją drogą: kurtyna jest już dziś chyba tak staroświecka jak przecinek) pełnią długie typowo biurowe wertykale. Ale to nie elementy scenografii - choć są bardzo dopracowane - sprawiają, że widzowie czują się, jak gdyby podglądali pracę korpomrówek; najmocniej oddziałującym czynnikiem jest ruch sceniczny, świetnie poprowadzona choreografia, która ukazuje nieustającą krzątaninę (ale krzątanina to wyjątkowo uporządkowana - wszystko to