"Święta Joanna szlachtuzów" w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Renata Sas w Expressie Ilustrowanym.
Gdyby to był film, byłby to horror klasy C. Zsyp gadżetów i perwersji odsłonięty w inscenizacji "Świętej Joanny szlachtuzów" Bertolta Brechta, którą na Małej Scenie Teatru Nowego zrealizował Jarosław Tumidajski, można by przypisać pracy koncepcyjnej całego przedszkola po obejrzeniu japońskich kreskówek. Reżyserowi marzyło się pokazanie końca świata idei (deklarował tak przed premierą). Wybrał formę instalacji z arcyrealistycznymi obrazkami. Kapitalista Mauler (Mateusz Janicki) spuszcza piżamowe gatki, siedzi na brudnym sedesie, stęka, pociąga za sznurek, a widzowie nie czują woni, choć mielonka z otwieranych puszek śmierdzi na widowni jak należy i ochłap rzucony na grill również. Projekcja wideo odsłania ludzki los we śnie Joanny (gościnnie gra Magda Biegańska). Rzeczniczka wykluczonych kopuluje z kościotrupem. A jakiż to miały pomysł, by konserwę jeść prosto z urny albo koronę cierniową utopić w kiblu i pokazać, że wyleje się krew