Polska premiera tej sztuki odbyła się w Warszawie w niespełna dziewięć miesięcy po berlińskiej, w 1929 roku. Z kilku powodów nie był to sukces Leona Schillera - ani artystyczny, ani ideowy. Komunizujący reżyser zbyt serio potraktował intencjonalnie społeczną wymowę dzieła. Nie ma tu żadnej krzywdy proletariackiej - pisał wówczas, też z lekka lewicujący, Słonimski - są natomiast szumowiny, którym się dobrze powodzi, a to widok niezbyt wzruszający. Od siebie dodam, że wielu widzom obecnego spektaklu w Ateneum powodzi się zapewne niewiele lepiej od bohaterów oglądanych na scenie. Mimo kilku trafnych spostrzeżeń autora na temat mechanizmów życia, rozsądniej jest zaproponować widzom po prostu atrakcyjny teatr. Ta najpopularniejsza z Brechtowskich sztuk jest bowiem doskonale skonstruowana, bogata w obrazki, zabawna i pesymistyczna, inkrustowana pięknymi songami. Z tego materiału można uszyć dowolny spektakl. Jarmarczny, śmiertelnie poważny, dosadni
Tytuł oryginalny
Brecht w krainie uśmiechu
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 47