Jakub Rotbaum wreszcie trafił na "swoją" sztukę. Taką, w której teatr zdecydowanie góruje nad literaturą, a wizja sceniczna nad tekstem. Romansowo-jarmarczna historia o Mackie Majchrze i jego teściu, królu żebraków, w podstawowym trzonie przejęta z osiemnastowiecznej angielskiej "Opery żebraka" Johna Gaya, nie była przecież dla autora "Opery za trzy grosze" i nie może być dla żadnego rozsądnego inscenizatora niczym więcej niż bardzo luźną kanwą fabularną, z której wyrosnąć ma widowisko groteskowo-parodystyczne i szydercze, bardzo jaskrawe i przy całej swej umowności podwórzowo-sentymentalne, ale także, o ile to możliwe, "szarpiące", ostre i zupełnie bezpardonowe w odsłonięciu bardzo pospolitych i bardzo powszechnych prawd o życiu. Jest historia o Mackie Majchrze dostatecznie bajkowa i "na niby" - na tyle jednak, by nie osłabić, i nie stępić całej moralistyczno-szyderczej "nadbudowy" podwórzowych szlagierów, śpiewek i kupletów. One to
Źródło:
Materiał nadesłany
"Przegląd Kulturalny" nr 22