W swej książce "Dramaturgia Bertolta Brechta" zarysowuje Roman Szydłowski paralelą między brechtowskim "Panem Puntilą i jego sługą Mattim" a Chaplinowskimi "Światłami wielkiego miasta". Tu i tam pojawia się bogacz, który tylko w stanie nietrzeźwym staje się - ludzki, życzliwy biednemu człowiekowi. Brecht-marksista zapożyczając bezpośrednio temat sztuki z opowiadania fińskiej pisarki, Helli Wuolijoki, która użyczyła mu w czasie wojny azylu w swej ojczyźnie - rozbudował wątek o szerokie społeczne tło, przeciwstawiając Puntilę - dziedzica i wyzyskiwacza, człowiekowi z ludu - szoferowi Mattiemu, który ma w sobie coś z "dobrego człowieka z Seczuanu" i coś zarazem ze Szwejka.
Z ludowego tego moralitetu młody reżyser, uchodzący za scenicznego nowatora, Maciej Prus, który w krakowskim teatrze debiutuje jako inscenizator właśnie "Panem Puntilą", uczynił bardzo nowoczesny spektakl o ludzkiej samotności. Prusa nie interesuje - a może nie interesuje przede wszystkim - społeczno-obyczajowe tło sztuki Brechta. Skraca ją niemiłosiernie, wyrzuca połowę postaci, usuwa najbardziej ostre, drapieżne klasowo sceny (targ - sprzedaż robotników), sprowadza tło akcji do dziwacznego, po trosze symbolicznego, wnętrza brudnej, zagraconej stajni, wypełnionej surrealistycznie nagromadzonymi drewnianymi skrzyniami na jarzyny. A wszystko po to, by wydobyć główny, najciekawszy dla niego i może faktycznie najistotniejszy problem naszych czasów, problem ze sfery stosunków międzyludzkich - w najszerszym tego słowa pojęciu. Problem współżycia ludzi, uwarunkowanego sytuacją materialną, rodzinną, służbową, moralną, uczuciową, zwyczajową. Skondens