Czyżby myszy były aż tak gadatliwe? - o spektaklu "Wszystkie myszy lubią ser" w reż. Andrasa Veresa w Olsztyńskim Teatrze Lalek pisze Ada Romanowska z Nowej Siły Krytycznej.
Na początku był Gyula Urban, potem jego tekst. Oto w fabryce sera żyje sobie mysia rodzina. Każdy członek owej familii szary - jak na stworzenie z ogonkiem przystało. Matka, ojciec i syn. Żyją spokojnie - trochę jedynie boją się kota ze strychu. I oto raptem na ich teren wchodzi artystyczna rodzina myszy białych. Zgrzyta? Jasne, że zgrzyta. Ale i tli się uczucie. Bo szary syn zakochuje się w białej córce i vice versa. Zakazana miłość? Jasne, że zakazana. Ale, jako że miłość wielką siłę ma, więc i historia wyreżyserowana przez Andrasa Veresa niesie morał, uczy i podkreśla, że tolerancja to główny punkt programu. Przecież "Wszystkie myszy lubią ser". A wszystkie dzieci lubią myszy. Jak to w teatrze lalkowym - główne role grają lalki. Na uwagę zasługuję ich niespotykana technika animacji. Siedzący aktor na ruchomym krzesełku trzyma na kolanach swojego bohatera. Jego nogi są zarówno nogami lalki. Wygląda to komicznie - aktorzy, by się po