W zimny styczniowy dzień spłynęły ku Teatrowi Polskiemu w Warszawie gęste strugi młodzieży, a nawet dzieci. Byli i żołnierze. Atmosferę przedstawienia czy koncertu współtworzy publiczność. Na "Damy i Huzary" Fredry w Teatrze Polskim młodzież przyszła ubrana z fasonem. Dominowały stroje wieczorowe, ale także dla współczesnych nastolatków. Przyjemnie było spojrzeć. Miły nastrój oczekiwania zamknęła muzyka Tomasza Kiesewettera rozpoczynająca przedstawienie. A trzeba powiedzieć, że w tym przedstawieniu i muzyka, i taniec konsekwentnie wynikają z akcji. Są jej scenicznym rozwinięciem, jednym z elementów spektaklu, a nie doczepioną wstawką. Najciekawszą stroną tej inscenizacji komedii Fredry jest aktorstwo. Reżyser Andrzej Łapicki potrafił, w doskonałych zresztą aktorów - tchnąć przemożną potrzebę życia na scenie, czyli artystycznej, twórczej obecności w spektaklu. Niezależnie od kondycji fizycznej i psychicznej (te styczniowe zawie
Źródło:
Materiał nadesłany
"Słowo Powszechne" nr 35