Czasem bicie braw w teatrze bywa dla mnie kłopotliwe - zwłaszcza gdy siedzę blisko sceny. Oto robi się jasno, jestem twarzą w twarz z aktorem, który przed chwilą dawał z siebie wszystko, a ja dać mu mogę tylko to moje nieporadne klaskanie. Na premierze "Lalki" w Muzycznym w Gdyni nie miałem jednak tych dylematów - pisze Piotr Jacoń, dziennikarz TVN 24 w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Gdy ostatni, przejmujący song Wokulskiego wybrzmiał spointowany rzewnością trąbki, nie miałem wątpliwości, co trzeba robić. Stałem w moim trzecim rzędzie, początkowo osamotniony w tych standing owacjach, chwilami tą samotnością zawstydzony, ale pewny, że tym wszystkim, którzy tamtego wieczoru pojawili się na scenie - gratulować i dziękować można tylko w ten sposób. Brawo za odwagę, by Prusa zaprosić do musicalu (nawet obecny na premierze specjalista od "Lalki" profesor Józef Bachórz z tego zaproszenia był zadowolony!). Brawo za obsadę (jak to dobrze, że Rafał Ostrowski doczekał się tego Wokulskiego dla siebie). Brawo za pomysły - piękną scenę zbierania dla Izabeli bukietu parasolek niczym nenufarów w "Nocach i dniach"; za igraszki zdziecinniałych arystokratów w salonie Łęckich; siłowanie się z losem i... sznurem prania Marii (Katarzyna Kurdej-Mania,); dziwne kroki bohaterów-marionetek i rozbawienie do łez przez sepleniącą nieporadność