"Statek szaleńców" w reż. Nikołaja Kolady w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Michał Centkowski w Dwutygodniku.com.
W "Statku szaleńców" Kolady wszystko lśni i błyszczy, a nadmiar ludowej radości niepostrzeżenie przeradza się w gargantuicznych rozmiarów teatralny cyrk. W politycznie gorącej epoce Putinowskiej agresji na Krym, z gdańskiego Teatru Wybrzeże wypływa "Statek szaleńców" pod dowództwem jednego z najgłośniejszych rosyjskich reżyserów i dramatopisarzy, Nikołaja Kolady. Niestety dość szybko staje się jasne, że rejs, choć długi (3,5 godziny z przerwą) i kosztowny, nieubłaganie zmierza ku katastrofie. Miało być lirycznie i dowcipnie, pięknie i przerażająco, śmiesznie i strasznie. Tymczasem autor i reżyser "rosyjską duszę" skroił wyraźnie pod gusta, mówiąc oględnie, nie za wysokie, przyciąwszy ją bezlitośnie tak, by zmieściła się w najprostszych wyobrażeniach o kraju Puszkina i Lermontowa. W nieustannie zalewanym, rozpadającym się domu komunalnym, wszędzie i nigdzie, egzystują dziwne swą normalnością, nieco podupadłe typy. Przyglądamy