Podobno mówiono do niego per "Boss", co było eufemizmem "Mistrza". W tonie apologetów wyczuwa się respekt, powagę i ton proroczy, w którym Grotowski wyrasta niemal na półboga, a w najgorszym wypadku na "guślarza", "eremitę", "uzdrowiciela", "guru", pochłoniętego duchowością, poszukiwaniem esencji - człowieka niemalże nie z tej ziemi o Jerzym Grotowskim pisze Paweł Sztarbowski w tygodniku Wprost.
Zjawiska pod nazwą Grotowski w Polsce się nie analizuje. Grotowskiego się celebruje. Rok Grotowskiego pozwoli na zmianę tego nastawienia? Okazja jest dobra, bo mamy 50-lecie założenia Teatru 13 Rzędów w Opolu i 10-lecie śmierci artysty. Gdy przyjrzeć się relacjom badaczy i ludzi, którzy Grotowskiego znali, powstaje wrażenie, jakby nie chodziło o jednego człowieka, ale o co najmniej kilka grup artystycznych, wciąż zmieniających swój image. A jeszcze działających na różnych kontynentach, na nowo formułujących cele działań, rzucających światu na żer kolejne manifesty. W pisaniu o Jerzym Grotowskim nie da się uniknąć sprzecznych relacji, wspomnień oscylujących między totalnym uwielbieniem a skrajną nienawiścią. Gdyby dawać im wiarę, wyłania się obraz schizofrenika - osoby wewnętrznie sprzecznej. Po ukończeniu krakowskiej PWST i studiach reżyserskich w Moskwie Grotowski zaczął pracę w teatrach repertuarowych, realizując m.in. "Krzesła" (