Nie powiodło się Cieplakowi z bośniacką tragedią Slobodana Snajdera, choć był to upadek z wysokiego konia Widziałem wiele sztuk o wojnie w Bośni i wiem, jak trudno jest przekazać to doświadczenie bez wpadania w patos. Ale "Skóra węża" Slobodana Snajdera z Chorwacji jest wyjątkowa. Ta historia dziewczyny, zgwałconej przez żołnierzy i czekającej na poród w zrujnowanym mieście, przywodzi na myśl ewangelię. Dziewczyna nosi imię Azra, co znaczy Dziewica, a jej towarzyszka Marta mówi o mającym się narodzić dziecku tak, jakby to miał być Zbawiciel. Te narodziny są jednak przeciwieństwem tamtych sprzed dwóch tysięcy lat. Betlejem, czyli Sarajewo, leży w gruzach, niepokalane poczęcie to zbiorowy gwałt, a Trzej Królowie nie przychodzą z darami, ale z ofertą kupna dziecka. Nie wiadomo wreszcie, czy syn Azry będzie Odkupicielem, czy też stanie się mordercą, wężem, którego według bałkańskich wierzeń rodzą zgwałcone kobiet
Tytuł oryginalny
Bośniackie Betlejem
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza nr 115