"Borys Godunow" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Adam Domagała w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
I tak to się u Zawodzińskiego przeplata przez z górą trzy godziny: gromadny patos miesza się z intymnością, rodzajowość rosyjskiego dworu i prowincji przełomu wieków XVI i XVII, z modernistyczną manierą i futurystycznym - a raczej bezczasowym - kostiumem, ikony sąsiadują z neonami. Kto pamięta słynną ekranizację "Borysa Godunowa" Andrzeja Żuławskiego, ten wie, że opera Musorgskiego znakomicie znosi ekspresjonistyczną przesadę inscenizacji. Ale okazuje się, że o intymnym dramacie władzy można opowiedzieć bez narracyjnej histerii, w majestatycznym rytmie spokojnych, niekiedy przeestetyzowanych obrazów. U Zawodzińskiego sprawa jest rozrysowana czytelnie: Borys władzę posiadł - ale boi się konsekwencji uczynków dawnych i obecnych. Maryna Mniszech - o władzy marzy, choć do głowy jej nie przychodzi, że na własną zgubę. Jeszcze mniej wie i rozumie zbiegły mnich Griszka, który stanie się Dymitrem Samozwańcem, pretendentem do tronu i - mimowolni