"Prorok llja" w reż. Ondreja Spisaka Teatro Tatro ze Słowacji na Festiwalu Skrzyżowanie Kultur w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.
"Prorok Ilja" Tadeusza Słobodzianka jest dla polskiego teatru - i nie tylko samego teatru - sporym kłopotem. I to właściwie od chwili prapremiery, czyli już od kilkunastu lat. Ten tekst budzi emocje: są tacy, którzy tę sztukę kochają, są i tacy, którzy widzą w niej bluźnierczy zamach na świętość, dostrzegają w niej zagrożenie chrześcijańskich wartości. Sztuka wzbudziła kilkanaście lat temu protesty najbardziej zainteresowanych, czyli środowisk prawosławnych - bo i jest o czym dyskutować. Piszący te słowa ma z "Ilją" swoje własne rachunki, zwłaszcza od czasu, gdy dane mi było wiele razy znaleźć się w okolicy, w której rozgrywa się dramat Słobodzianka, obejrzeć miejsca, po których chodził samozwaniec Ilja Klimowicz, zajrzeć do stodoły skrywającej prawosławne krzyże, które nigdy nie doczekały się postawienia przy drodze. Poprzednie realizacje "Proroka Ilji" pokazywały skalę trudności, które piętrzy przed reżyserem ten dziwny drama