Z czeskiego cierpkiego humoru Kohouta zostały nędzne resztki, przypominające niezbyt udaną farsę - o spektaklu "Bolero" w reż. Piotra Szczerskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach pisze Agnieszka Kozłowska-Piasta z Nowej Siły Krytycznej.
Czym różni się teatr od kina? Odpowiedź wydaje się prosta. Teatr to miejsce, które umożliwia spotkanie między widzami a aktorami. W kinie spotykamy się z gotowym dziełem zamkniętym na taśmie filmowej. Drugą, ważniejszą różnicą jest... realizm. Zimna kamera go wymusza. W teatrze już od wielu dziesięcioleci nie jest on konieczny. Umowność staje się atutem spektaklu, dosłowność - niestety - często mu szkodzi. W pułapkę dosłowności wpadli twórcy kolejnej prapremiery na scenie kieleckiego Teatru im. Żeromskiego, "Bolera" Pavla Kohouta. Sztuka Kohouta inspirowana jest "Korowodem" Artura Schnitzlera, erotyczną opowieścią o zaplatających się losach kolejnych kochanków. I w "Bolerze" o seks chodzi. Kolejne pary spotykają się na tajnych schadzkach, uprawiają miłość, która jest tylko środkiem do zdobycia określonych korzyści. Prym wiodą panie. To one uwodzą, wykorzystują, manipulują. Panowie przez swoją chuć stają się słabi, bezbronni i z