Gdybym miał namalować ten milczący spektakl, gdybym miał chwycić za pędzel i odmalować portret pokazanej w Teatrze Słowackiego "Godziny, w której nie wiedzieliśmy nic o sobie nawzajem" Petera Handkego, to byłby to niechybnie pędzel monstrualny, prawdę powiedziawszy - musiałby to być pędzel jak miotła. Umaczałbym go w kadzi pełnej jakiejś gęstej farby w kolorze najzupełniej nieinteresującym, wdrapał się na rusztowanie i namaział na ścianie wielki, bardzo wielki prostopadłościan. Obok podałbym dokładne wymiary geometrycznego kolosa, niżej ciężar właściwy, a na samym dole - wiadomy wzór na ciężar całkowity. Tytuł chlapnąłbym na górze. Ból oka. Zresztą - obojętne. Tytuł, jak i cała reszta, wszystko ściekłoby przecież, po minucie albo pięciu, zlało się w plamę bez znaczenia, w pionową kałużę w kolorze najzupełniej nieinteresującym. Tak by było gdyby, ale tak nie jest, bo tu nie w malowaniu rzecz, tu rzecz w fabule. Handke zamy�
Tytuł oryginalny
Ból oka
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 69