"Siedem minut po północy" Patricka Nessa w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze PWST (Wydział Lalkarski). Pisze Karolina Przystupa w Teatraliach.
Każdy kolejny spektakl dyplomowy studentów PWST potwierdza, że scena wrocławskiej szkoły teatralnej jest jedną z najlepszych w mieście. Pozory mylą. Sytuacje nie pozwalają na jasne rozstrzygnięcia, postacie na szufladkowanie, historie na proste i oczywiste zakończenia. Nic tak naprawdę nie jest tym, czym się wydaje. Zasiadamy na widowni. Słychać skoczną, wesołą, może trochę klubową, muzykę. Na długiej, wąskiej scenie aktorzy poruszają się wesoło, w takt. Jednak to tylko pierwsze wrażenie. Gdy przyjrzeć się dokładniej widać wielką górę bandaży, białych skrawków materiałów i prześcieradeł, z których wystają drewniane ludzkie ręce i nogi. Bohaterowie, nie w pełni ubrani, są chorzy - każdy ma jakiś zdrowotny defekt, skazę - opaski ortopedyczne na kolanie, kołnierze na szyi, bandaże i ortezy. Biało-seledynowe ściany wyglądają jak te na szpitalnych korytarzach, pokryte farbą olejną o nijakim odcieniu (scenografia Mirka Kaczmarka).