Aby przedstawić ojca Sceny Narodowej, należałoby urządzić całą galerię jego podobizn. Ocalało ich kilka - pisze Patryk Kencki w Tygodniku Powszechnym.
Trudno o taki portret Wojciecha Bogusławskiego (namalowany rzeczywiście bądź tylko wyimaginowany), który całkowicie ukazywałby jego osobowość, niezwykły życiorys oraz odgrywane przezeń role sceniczne i społeczne. Spróbujmy jednak skomponować możliwie pełny zestaw takich wizerunków. Pierwszym z nich powinien być sarmacki konterfekt przedstawiający szlachetnie urodzonego młodzieńca (na świat przyszedł 9 kwietnia 1757 r. w Glinnie pod Poznaniem), pieczętującego się herbem Świnka. Mógłby to być zresztą portret familijny. Wówczas Woś - jak go w domu nazywano - przedstawiony byłby przy boku ojca Leopolda, posesjonata niezbyt zamożnego, ale niezwykle ambitnego, w tle wisiałby pewnie portret przedwcześnie zmarłej matki Anny z Linowskich. Następnie w galerii tej umieścilibyśmy portret żaka, pobierającego nauki w Krakowie i - najprawdopodobniej - u warszawskich pijarów. Tym razem możemy sobie wyobrazić, że byłby on podobny do postaci Bardosa z