"Elektra" w reż. Barbary Sass w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Katarzyna Kachel w Gazecie Krakowskiej.
Na Olimpie trwa wieczny bal. Bogowie wśród dymu kadzideł, popijając ambrozję, igrają z ludzkim życiem. A to rozpętają wojnę, a to zatrzymają wiatr, by statki nie mogły płynąć dalej, a to pokierują ręką nieszczęśliwej żony tak, że trafi ona nożem prosto w serce męża i ojca swoich dzieci. Wszystko zależy od kaprysu nieśmiertelnych. Czasami jednak i to im się znudzi. Wtedy udają się w boskie pielesze, by oddać się rozkoszom snu. I wtedy maluczcy zostają sami, a nitki, za które pociągał Zeus ze swoją świtą zwisają bezradnie niczym czarne ramiączko na ramieniu Elektry. Tym razem Barbarę Sass, przygotowującą spektakl oparty na "Elektrze" Sofoklesa i "Orestei" Ajschylosa, opuścili bogowie. Zabrali ze sobą polot i subtelną fantazję, którą charakteryzowały się dotychczasowe przedstawienia reżyserki na krakowskiej scenie. Pozostał wypreparowany literacko przez Macieja Wojtyszkę kawałek historii o nieszczęsnej, splamionej krwią rodzini