Zanim w Supraślu znajdziemy teatr, musimy minąć prawosławny monastyr, byłą protestancką kirchę i katolicki kościół. Mała salka w zabytkowym drewnianym budynku, mieszcząca maksymalnie sto osób. Mimo dużego zainteresowania - z uwagi na komfort oglądających - obsługa teatru stara się nie sprzedawać na jedno przedstawienie więcej niż osiemdziesiąt biletów - historię Teatru Wierszalin przypomina Konrad Szczebiot na łamach Sceny.
Obejrzenie "Boga Niżyńskiego" Teatru "Wierszalin" ma w sobie coś z teatralnego święta. Dwunastokilometrowy dojazd z Białegostoku do siedziby teatru zdaje się wyprawą, a z perspektywy Warszawy, rzeczywistość ulicy Kościelnej 4 w Supraślu, jawi się już jako zupełnie egzotyczny świat. Zagadnięty o to dyrektor "Wierszalina" i reżyser przedstawienia - Piotr Tomaszuk odpowiada: "Może estetyka tego teatru sprawia, że widzowie mają poczucie, że trafili do innej rzeczywistości. Dobrze by było, żeby ten teatr, od czasu do czasu, zadał sobie pytanie, na czym ma polegać jego wyjątkowość. I my nie uciekamy od tego pytania. Mam poczucie, że "Bóg Niżyński" stanowi, w jakiejś mierze, rzeczywistość wyjątkową, którą niełatwo jest spotkać na co dzień." Najnowsze przedstawienie Piotra Tomaszuka i jego zespołu bardzo dobrze pokazuje, na czym polega fenomen Teatru "Wierszalin". "Przebacz mu. Tańczył, nie wiedział, co czyni." Zanim w Supraślu znajdziemy