"Walkiria" w reż. Hansa-Petera Lehmanna w Operze Dolnośląskiej we Wrocławiu. Pisze Jacek Marczyński.
Pierwszy sukces Opery Dolnośląskiej odnotowałem już w czasie podróży. W porannym pociągu z Warszawy do Wrocławia dominowali pasażerowie udający się na premierę "Walkirii". Na miejscu okazało się, że warto było jechać. Sukces drugi polega nie tylko na tym, że Hala Ludowa była wypełniona do ostatniego miejsca, ale i na tym, że cztery tysiące ludzi przez pięć i pół godziny słuchało muzyki Wagnera w autentycznym skupieniu do samego końca. Na scenie nie było zaś bogato złoconych pałaców, tłumów statystów, żywych zwierząt i zwiewnych tancerek. "Walkiria" w porównaniu z "Carmen" czy "Aidą" to nader kameralne widowisko. W akcie pierwszym przez półtorej godziny trwa tu pozbawiona akcji rozmowa między trzema osobami. I choć w następnych aktach zdarzenia zachodzą nieco szybciej, także nie pozwalają na fajerwerki inscenizacyjne. A jednak atmosfera dramatu Wagnera wciągnęła publiczność Hali Ludowej. Okazało się, że tzw. widowisko dla mas