"Bóg zemsty" w reż. Andreja Muntéanu w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
"Bóg zemsty" uznawany jest za jedno z najwybitniejszych osiągnięć dramatopisarskich Szaloma Asza. Chociaż ten wybitny twórca urodził się w Kutnie, w Polsce został prawie całkiem zapomniany. Niestety, premiera w Teatrze Żydowskim przygotowana przez młodego reżysera z Bukaresztu nie oddaje zalet tekstu, aktorzy nie udźwignęli ciężaru ról, a scenografia z trudem przenosi nas do miejsca "akcji", czyli burdeliku. Mamy na scenie coś w rodzaju internatu czy hotelu robotniczego z lat 70. Jedynie Ewa Greś w roli Ryfki była w stanie ukazać przemianę naiwnej dziewczyny w arogancką, wulgarną kobietę. Również zasadnicza idea autora - zemsta żydowskiego Boga za "złe prowadzenie się" Jankiela (Henryk Rajfer) - nie wypadła przekonująco. Przed 100 laty sztuka została uznana za obsceniczną i obrażającą żydowską religię, wywołała też wielki skandal, dziś jest obyczajową repertuarową ciekawostką.