To nie jest sceniczna projekcja cierpienia. To studium kobiety w krańcowej sytuacji życiowej, delikatnie tropiącej zagadkę choroby. Nie ma tu miejsca na odpoczynek, chociaż aktorka poddaje się rytmowi przestrzeni, w której występuje. Rozsmakowuje się w pauzach, tonach, rytmizacji - o monodramie Anny Iwasiuty-Dudek "Bóg jest kobietą o jednej piersi" pisze Katarzyna Wysocka w Gazecie Świętojańskiej.
Dzisiaj wiele rzeczy przestaje dziwić. Publiczne obnażanie ciała, zaplanowane "wpadki", wyreżyserowane fejki i kaming ałty, sterowana promocja, emocjonalny ekshibicjonizm, żałosne wywnętrznianie i prywatność w świetle jupiterów. Nie ma wątpliwości, że dla kasy, chwilowego poklasku i mody wielu zrobi wszystko i prawie wszystko. A jak jest z chorobą? Człowiek doświadczający długotrwałego cierpienia wzbudza najczęściej litość, połączoną ze strachem, czy aby wszystko z nim w porządku. Choroba jest również tanim kąskiem dla brukowych dziennikarzy. Odpowiednio spreparowana sprzedaje się podobnie jak śmierć i plotki. Co powiedzieć aktorce nadal walczącej z chorobą, która ją powaliła, rozproszyła, wzmocniła, dała nadzieję na ciekawe życie, pięknie dopełniła, uszlachetniła potrzeby czy odbiór świata - artystce, która poważyła się mówić publicznie o tym wszystkim? Dziękuję. "Bóg jest kobietą o jednej piersi", obecnie monodram (wcze