EN

24.11.2009 Wersja do druku

Bo do Tanga trzeba Mrożka

Jerzy Jarocki wystawił w Teatrze Narodowym nową, już głośną wersję Mrożkowego "Tanga". W tej najbardziej obrotowej sztuce naszych czasów znów przeglądamy się jak w krzywym zwierciadle. Sceniczne dzieje "Tanga" bowiem to także dzieje nas samych. Jak wyglądaliśmy jako bohaterowie Mrożka?

W FINALE "TANGA" JAROCKIEGO W NARODOWYM, JAK TO w tej sztuce, dwóch mężczyzn tańczy "La Cumparsitę". To jedna z najmocniejszych scen metafor w dziejach polskiego teatru. Widziałem ten finał już chyba z 15 razy, w różnych realizacjach, z różnymi podtekstami. Bywało zwykle tak, że przylepieni policzkiem do policzka zamordysta i oportunista, zwykły cham i nieudany mentor, zdawali się być uwięzieni w bezsensownym tańcu z musu, w niestosownej zmysłowości. Jarocki niby nic w przebiegu tej sceny nie zmienił. Jest dwóch niedobranych partnerów, są koślawe figury taneczne i skoczne argentyńskie rytmy z patefonu. A jednak na ten dzisiejszy taniec Edka i Eugeniusza patrzy się fundamentalnie inaczej. Rodzinna Polska, rodzinna Europa Nie wiem, jak często na przełomie lat 50. i 60. Sławomir Mrożek chodził do kina. Emitowana przed seansami "Polska Kronika Filmowa" pokazywała przynajmniej raz do roku, jak wyglądały sylwestry w Pałacu Kultury, bale komunistycznego

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Bo do Tanga trzeba Mrożka

Źródło:

Materiał nadesłany

Przekrój nr 47

Autor:

Łukasz Drewniak

Data:

24.11.2009

Realizacje repertuarowe