Ostatnio powodzeniem cieszy się sposób "na srokę", który polega na tym, że nowo mianowany dyrektor teatru deklaruje otwartość na nowe propozycje i czeka - pisze Elżbieta Baniewicz w Twórczości.
Różnie, jak wiadomo, prowadzi się teatr, można zacząć od sformułowania programu i do jego realizacji szukać wykonawców, można też zespół wykonawców dziedziczyć wraz z miejscem i trzeba dla niego wymyślić propozycje. Obie metody są dość żmudne i czasochłonne, a żadna z nich nie gwarantuje sukcesu. Przynajmniej w pierwszych sezonach. Zanikają zatem na rzecz zabiegów bardziej spektakularnych. Ostatnio powodzeniem cieszy się sposób "na srokę", który polega na tym, że nowo mianowany dyrektor teatru deklaruje otwartość na nowe propozycje i czeka. Na reżyserów mianowicie, którzy jak sroki zniosą mu kolorowe papierki, przepraszam, propozycje repertuarowe. Im bardziej błyszczące, tym lepiej, gdyż publiczność i krytyków trzeba z punktu potraktować czymś bardzo modnym, a przynajmniej znanym. Dobrze już na pierwszej konferencji prasowej rzucić kilka światowych nazwisk, które się przyciągnie do współpracy, żeby od razu było wiadomo, że prowadzi