I Festiwal Kolada Fest w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Z pewnością o najnowszej premierze warszawskiego Teatru Studio trudno będzie zapomnieć. Ale nie dlatego, by "Rewizor" był przedstawieniem znakomitym (bo jest akurat odwrotnie), lecz dlatego, że nigdy dotąd głównym bohaterem dramatu Gogola nie było błoto. W warszawskim spektaklu podłoga sceny wypełniona jest błotnistą mazią, w której taplają się aktorzy, smarują nią twarze, udają, że zjadają grudy błota i wszyscy wzajemnie nim się obrzucają. Owo nurzanie się w tej brei, spożywanie z koryta obiadu przez Chlestakowa (Eryk Kulm), ma upodobnić człowieka do zwierzęcia, a konkretnie do świni, której sztuczna postać widnieje na scenie pośród różnych klamotów, śmieci i czegóż tam jeszcze. Żal mi tylko dobrych aktorów: Doroty Landowskiej, Łukasza Lewandowskiego, Krzysztofa Stelmaszyka, Łukasza Simlata i innych, którzy "dali z siebie wszystko" w tak marnej sprawie. Jedyna rzecz do zaakceptowania to znana, stara piosenka, dumka rosyjska "Kałakolczik