Muzyka Kurta Weill'a, tekst Bertolda Brechta w przekładzie Romana Kołakowskiego, plejada gwiazd z Katarzyną Groniec na czele. Czegóż chcieć więcej? Więcej można zobaczyć i usłyszeć podczas spektaklu "Opera za trzy grosze". Premiera odbyła się wczoraj.
- Chciałbym, żeby przedstawienie było bliżej Matrixa, niż brazylijskich seriali - mówił podczas konferencji prasowej Wojciech Kościelniak, reżyser. I widowisko to ma taką szansę: nowoczesna scenografia (Grzegorz Policiński), która ma nie przeszkadzać i nie odwracać uwagi od artystów, dynamiczny układ choreograficzny (Jarosław Staniek), śpiewający kabaretowo aktorzy w udanych kostiumach (Elżbieta Dyakowska) są gwarantem. "Opera za trzy grosze" miała swoją światową premierę w 1928 roku w Berlinie, stając się sensacją sezonu Weill i Brecht chcieli przenieść na scenę przy pomocy środków właściwych operze, politycznie zaangażowaną sztukę. Cel ataków: kapitalizm i moralność burżuazyjna. Tematyka, mimo upływu 74 lat od premiery, nadal aktualna: pieniądz, nędza, korupcja. Klimat undergroundu. Londyński półświatek, czyli gangsterzy, dziwki i żebracy, a pomiędzy nimi szef bandytów - Mackie Majcher. Ów bandyta i kobieciarz wchodzi w par